logotype

Nadchodzące imprezy

Dla organizatorów

Organizujesz konwent, pokazy gier albo turniej i chcesz zareklamować swoją imprezę? Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript., a zarówno w tym polu, jak i na stronie głównej naszego portalu pojawi się stosowne ogłoszenie.

Zimowa Gawęda - Wieża przeznaczenia

W poprzednią sobotę, 20 lutego, upłynął termin zgłaszania prac do II edycji konkursu Zimowa Gawęda. Jednak na ogłoszenie wyników będzie trzeba jeszcze trochę poczekać, bowiem na ostatnią chwilę otrzymaliśmy aż trzy nowe raporty! Będziemy je prezentować w najbliższe weekendy, a po publikacji ostatniego podamy, którą pracę zdecydowaliśmy się nagrodzić.

Tyle słowem wstępu, a teraz przenieśmy się do postapokaliptycznego świata Afterglow…

***

Po niebie w szalonym pędzie przesuwały się wielkie granatowe chmury. Spomiędzy nich świeciły długie, jasne promienie słońca. Sunące po ziemi cienie obłoków przypominały na myśl film oglądany w przyspieszeniu. Gdyby oczywiście żył jeszcze ktoś, kto pamiętał, jak wyglądał film, i mógł to sobie przypomnieć.

Pośród rzadkich ruin domów oraz nieco częstszych fragmentów rur w oczy rzucała się wysoka sylwetka lekko przechylonej wieży. Właściwiej byłoby powiedzieć ruin wieży. Kiedyś była ona pewnie częścią jakiejś faktorii, ale z czasem większość jej ścian się zawaliła, a podłogi wypaczyły się i zaczęły straszyć kątem, w jakim się wybrzuszały. W całości został tylko środkowy szyb wieży oraz unoszący się ponad nią niczym wzniesiona ręka komin zakończony potężnym filtrem. Cokolwiek kiedyś produkowano w tej fabryce, na pewno było trujące i niebezpieczne dla ludzi i środowiska.

Pomiędzy resztkami domostw poruszały się jakieś ludzkie sylwetki. Dało się słyszeć pojedyncze rozmowy, wesołe wybuchy śmiechu. Z jednego z podwórek unosił się w powietrze wąski słup ciemnego dymu. Ktoś palił tam ognisko, pewnie tym, co znalazł w ruinach. Po dłuższej chwili dało się dostrzec, że to nie są zwykli mieszkańcy ruin. Byli zbyt dobrze uzbrojeni: pistolety i strzelby, a nawet jeden karabin szturmowy. Uwagę przyciągały dwie sylwetki. Niski i nieco otyły człowieczek w śmiesznym kapelusiku siedział na fragmencie przewróconej ściany, paląc fajkę i czytając jakąś książkę bez okładek. Obok niego leżał największy plecak, jaki mógł istnieć na świecie. Można było odnieść wrażenie, że plecak jest tak wysoki jak kapelusznik. Spomiędzy długiego, szerokiego płaszcza przebijały się kanciaste fragmenty jakiejś metalowej zbroi. Drugi człowiek wyglądał inaczej: nagi od pasa w górę, miał opalone, umięśnione ciało, a na twarzy stalową maskę i czerwone włosy postawione na irokeza. Siedział przy ognisku i długimi, posuwistymi ruchami czyścił kawałkiem szmaty swoją broń – straszliwą piłę mechaniczną. Było to Gladiator. Każdy o nim słyszał i każdy, kto miał choć trochę rozsądku, unikał go jak ognia. Reszta kręcących się ludzi to były zwykłe śmiecie. Przypadkowe ubrania, przerdzewiała broń, brak zbroi. Było ich około tuzina: wychudzeni mężczyźni, flejtuchowate kobiety i obdrapane dzieciaki. Chociaż nie. Jeszcze jedna wyróżniająca się sylwetka poruszyła się na galeryjce na drugim piętrze wieży. Łatwa do przeoczenia, w szarobrązowym płaszczu z kapturem i z karabinem obwiązanym szmatami. Przyczajona w bezpiecznym miejscu lustrowała czujnie okolicę. To był Myśliwy.

Kaerg, elfi Dziedzic, powoli odsunął od oczu starą wojskową lornetkę. Jej okulary były zabrudzone popiołem, co zmniejszało jej dokładność, ale eliminowało ryzyko rozbłysku promieni światła i zdradzenia swojej pozycji wrogowi. Wypatrzenia przez Myśliwego się nie obawiał. Jeszcze się nie trafił taki człowiek, który by wypatrzył ukrytego elfa. A skoro na wieży był zwiadowca ludzi pustkowi, to znaczyło, że po pierwsze to jest miejsce, którego szukał, a po drugie musi ostrzec swoich ludzi, żeby uważali na sidła, które na pewno są gdzieś rozłożone.

Przeklęci nomadzi już dwukrotnie obrabowali wędrujące w pobliżu grupy elfów. Zabili wszystkich, a ciała okrutnie okaleczyli, utrudniając im przejście na Białą Ścieżkę po śmierci. Teraz nadszedł czas na zemstę. Elfów było zbyt mało, aby napaść na całą ich osadę. Jednak udało im się dowiedzieć, że wódz osady ma gdzieś w jej pobliżu ukryty magazyn, w którym trzyma najcenniejsze przedmioty i zapasy na handel z innymi osadami. Podobno nawet ma radio, przez które kontaktuje się z położonym 5 dni drogi stąd krasnoludzkim miastem.

Nie było to ani łatwe, ani nie trwało krótko, ale udało się im wreszcie wyśledzić i odnaleźć to miejsce. To musiała być ta wieża. Żadne inne miejsce w promieniu 1 dnia drogi od osady nie było chronione dzień i noc przez uzbrojonych ludzi. Musiała zostać zniszczona, a wraz z nią to, co było tam ukryte. Te żałosne istoty nigdy nie nauczyły się, jak należało prawidłowo maskować takie miejsca.

Kaerg przyłożył do ust zwinięte dłonie i w powietrzu rozległ się ptasi krzyk. Pozornie nikt nie zwrócił na niego uwagi, lecz niebawem w oddali, po lewej, odpowiedział mu inny ptak, a po chwili gdzieś po prawej rozszczekał się pies. Elf przez chwilę nasłuchiwał, a później uśmiechnął się lekko. Rozkazy wydane. Wszyscy byli na swoich miejscach, gotowi do działania.

Powolnymi i spokojnymi ruchami poprawił klamry spinające długie rękawice. Bez pośpiechu lecz dokładnie rozsznurował i ponownie zasznurował wysokie skórzane buty, poprawił kurtkę pokrytą maskującymi barwami. Na twarzy zawiązał chustkę w brudnożółtym kolorze otaczających go ruin. Związał włosy rzemieniem, starannie upewniając się, że żaden kosmyk nie opadnie z powrotem na twarz.

Nie musiał się spieszyć. Zgodnie z planem mieli zaatakować dopiero w południe, gdy ludzie zjedzą duży, gorący posiłek i staną się powolni i ociężali. Mocne południowe słońce świecące zza ich pleców oślepi wroga i utrudni skuteczne strzelanie. Grupa Wojowników Naiym'vael miała przygotowany dziecięcy wózek cały wypakowany starannie sprawdzonymi materiałami wybuchowymi. Ich zadaniem będzie dopchnąć wózek do filaru wieży, podpalić lont i uciec, zanim wybuchnie. Drugi oddział elfich Wojowników miał ich osłaniać i eliminować ludzi, którzy będą próbowali zatrzymać wózek. Jedyna kobieta w ich oddziale, Płaczka, otrzymała specjalne zadanie. Miała zająć się Gladiatorem. To niełatwe. Ten człowiek był silny i twardy. Niełatwo było go zabić, nawet atakując z zaskoczenia i od tyłu. Dlatego Elfka dostała na to zadanie granat bojowy. Celnie rzucony powinien zranić i spowolnić Gladiatora, a wtedy ostrze Łzy (egzotyczne ostrze zamocowane na długim łańcuchu) dokończy dzieła. W tym zadaniu Płaczce miał pomóc Zjawa. Kaerg nie wiedział dokładnie, gdzie znajduje się elfi snajper, lecz prawdopodobnie zajął już miejsce na dachu lub na najwyższym piętrze fabryki. Specjalnie na tę misję zabrał ze sobą zamiast zwykłego karabinu snajperskiego granatnik.

Jego zadaniem po pierwsze było spowodowanie, żeby Gladiator nie biegał swobodnie pomiędzy domami, tylko skradał się i ukrywał przed wybuchami granatów. Po drugie granatnik to bardzo skuteczna broń do walki z licznymi grupkami ludzi – Szczurami. To właśnie ich liczebność miał ograniczyć Zjawa. Wystarczył jeden celnie wystrzelony granat w środek takiej grupy i już te Szczury, które jakimś cudem przeżyłyby wybuch, zaczęłyby w panice uciekać z pola bitwy.

Kaerg usiadł na ziemi i zaczął rozwijać z naoliwionych szmat fragmenty swojego granatnika. Powoli i dokładnie składał część do części. Przeliczył granaty. Każdy z nich dokładnie oczyścił i schował do ładownicy przy pasie. Sam wyznaczył sobie najtrudniejsze zadanie. Musiał, dobrze celując, zabić Myśliwego na wieży. Dopóki on tam był, to Wojownicy z materiałami wybuchowymi nie mogli zbliżyć się do wieży. Dodatkowo miał szukać Handlarza – co prawda niełatwo zabić tego człowieka, chronionego przez dziwną metalową zbroję, ale mógł przynajmniej zmusić go do ukrycia się, a przez to ograniczyć pole rażenia jego karabinu szturmowego.

Na misję elfi szlachcic zabrał tym razem ze sobą trójkę Okaleczonych. Te biedne, kalekie elfy nie stanowiły zbyt dużej wartości na polu bitwy. Ich rany były często tak poważne, a ból tak silny, że potrafili w środku bitwy oszaleć i przestać wykonywać rozkazy. Jednak Kaerg uważał, że każdy Naiym'vael powinien mieć możliwość wybrania własnej śmierci. Skoro oni pragnęli zginąć w walce i zabić przy tym tylu ludzi, ilu zdołają, to nie widział w tym nic złego. Ich zadaniem będzie zrobienie zamieszania na prawej flance i skupienie na sobie uwagi jednej lub może nawet dwóch grup ludzi.

Powoli mijało południe, a ludzie kończyli swój ostatni posiłek. Nadeszła pora rozpoczęcia ataku. Jednak jak to często bywa, plany są doskonałe, lecz ich wykonanie już nie. Gladiator ociężale podniósł się od ogniska i zaczął iść w stronę budynku fabryki. Kaerg zaklął pod chustą. Rozumiał, że człowiek idzie za potrzebą, ale dlaczego do stu płonących piekieł niesie ze sobą tą piłę! Miał siedzieć bezbronny przy ognisku i czekać na pierwszy granat rozpoczynający akcję, a właśnie zniknął z pola widzenia za ścianą fabryki.

Trudno.

Kaerg gwizdnął cicho, dając znak ukrytemu gdzieś powyżej Zjawie do rozpoczęcia akcji. Rozległ się cichy huk i w powietrzu przeleciał obracający się granat. Obok ogniska, przy dwóch dużych rurach siedziała mała grupka Szczurów. Granat trafił idealnie w środek grupy, lecz nie wybuchł, odbił się od jednej z rur i poleciał w bok. Sekundę później potężna eksplozja poraniła i rozrzuciła Szczury wokoło. Niestety żaden z nich nie zginął. Zewsząd rozległy się okrzyki ludzi i kilka ich pierwszy strzałów na ślepo.

Gniewny okrzyk połączony ze zbliżającym się dźwiękiem uruchamianego silnika piły świadczył o tym, że Gladiator dobiegł już do fabryki, w której na środku hali stał Dziedzic, a na piętrze ukrywała się niewyraźna sylwetka Zjawy.

Tylko elfi słuch był tak wyczulony, że usłyszał miękkie kroki Płaczki obiegającej po drugiej stronie ściany budynek fabryki. Elf wydał kilka odpowiednio modulowanych gwizdów, ostrzegając elfkę przed Gladiatorem i przekazując jej rozkazy. Następnie załadował granat i wycelował w ścianę, za którą chował się człowiek z piłą. Wiedział, że stoi na środku hali, jest doskonale widoczny, a człowiek może go łatwo zobaczyć przez potrzaskaną ścianę, za którą stał. Liczył jednak, że wycelowana w niego lufa granatnika odbierze mu chęć do szarży i zostanie tam, gdzie stał. To była cześć planu.

Na piętrze ponownie rozległ się cichy huk i drugi granat poszybował w stronę grupki Szczurów, które akurat zebrały się razem i zaczęły oglądać miejsce po eksplozji poprzedniego granatu. Lecący granat trafił idealnie pod nogi jednego z ludzi i dosłownie rozerwał go na strzępy. Stojący obok zostali odrzuceni siłą eksplozji i nawet, jeżeli przeżyli, to żaden z nich nie podniósł się z ziemi. Dziedzic usłyszał, jak za ścianą Gladiator klnie i złorzeczy Zjawie. Dobrze. Niech czuje strach i respekt przed nami.

Pojedyncze strzały i okrzyki ludzi świadczyły o tym, że Wojownicy pokazali już się ludziom i na całym obszarze rozpoczęła się bitwa. Korzystając z bezpiecznych ruin budynków, Wojownicy skradali się w stronę Wieży. Jednak dopóki na wieży siedział Myśliwy, nie mogli wyjść na otwartą przestrzeń i musieli pozostać w ukryciu. Z okrzyków ludzi dało się zrozumieć, że dostrzegli Okaleczonych i zaczęli biec w ich stronę wzdłuż linii starych okopów.

Płaczka dostrzegła już fragment sylwetki człowieka z piłą, którego miała zabić za ścianą fabryki. W jej ręku pojawił się granat. Krótki grymas wahania przemknął na doskonałej twarzy elfki, a następnie granat zniknął w fałdach szaty. To nie jest honorowy sposób na zabicie takiego przeciwnika. On ma tylko broń do walki, więc i ona nie skala się niehonorową bronią. Wyrok śmierci wykona tak, jak ją szkolono, lub zginie, próbując to zrobić.

Cicho wbiegła do fabryki i stanęła przy ścianie, po drugiej stronie której ukrywał się człowiek. Jednak instynkt musiał go ostrzec, bo usłyszała, że odbiega i oddala się od ściany. Delikatne kąciki ust drgnęły w mimowolnym uśmiechu. A więc to jednak tchórz i nie będzie stanowił wyzwania. Płaczka otworzyła usta i w powietrzu rozległa się głośna, złowróżbna pieśń żałobna elfów. Elfka rozwinęła Łzę i wybiegła zza ściany w ślad za uciekającym Gladiatorem. Zaskoczona spostrzegła, że mężczyzna stał kilkanaście metrów od ściany i patrzył się na nią. Gdyby nie maska zakrywająca jego twarz mogłaby przysiąc, że się uśmiechał. Nie wahała się długo, tylko skoczyła. Już po kilku krokach zorientowała się, że coś jest nie tak. Człowiek nie uciekał ani nie przygotowywał się do walki. Gdy pod jej nogami rozległ się metaliczny szczęk już wiedziała, że wpadła w jedną z pułapek zastawionych przez Myśliwego. Mocno odbiła się z obu nóg i zawirowała w błyskawicznym piruecie, tylko cudem lub może dzięki nadludzkiej zwinności unikając stalowych szczęk, które zatrzasnęły się centymetry od jej nogi, zostawiając długą rysę na bucie. Gdyby nie udało się jej uniknąć pułapki to na pewno mogłaby pożegnać się ze swoją nogą. Kontynuowała piruet śpiewając pieśń, a w myślach wyobraziła sobie znikający uśmiech na twarzy pod maską. Rozległ się świst łańcucha, a zaraz po nim okrzyk bólu człowieka. Płaczka przystanęła kilka kroków przed przeciwnikiem i pozwoliła, aby krew powoli ściekała po ostrzy Łzy. Gladiator zaczął się wycofywać.

– Proszę, przestań uciekać i stań do walki – pomyślała – Niech, chociaż jeden z was nędznych człowieczyn okaże się namiastką Wojownika. Jej życzenie zostało spełnione. Gladiator zatrzymał się. Jego plecy krwawiły z dwóch skośnych cięć zadanych Łzą. Powoli uniósł piłę i z okrzykiem rzucił się na Elfkę.

Pieśń i taniec zawładnęły tą walką. Powolne, długie cięcia piły napotykały tylko powietrze. Wirująca elfka za każdym razem uchylała się przed atakiem i tylko otaczające ją woale delikatnie ześlizgiwały się po ostrzu piły, zostawiając na niej fragmenty materiału. Błyskawiczne ruchy dłoni posyłały Łzę głęboko w ciało Gladiatora. Jego pierś i ramiona spływały krwią, a każdy kolejny świst Łzy otwierał kolejną ranę. Człowiek jednak nie padał. Nadal stał na nogach, wciąż walczył, a z jego ust wydobywał się wściekły warkot. Ruchy Płaczki zwolniły i straciły trochę ze swojej zwinności. Jeszcze żaden jej przeciwnik nie wytrzymał tylu ciosów. Wiedziała, że nie dałaby rady już zbyt długo tańczyć i uchylać się przed jego ciosami. Jeżeli nic by się nie zmieniło, to mogła przegrać to starcie. Nie obawiała się Śmierci. W końcu od zawsze była jej Siostrą. Obawiała się, że nie wykona zadania.

Kaerg obserwował walkę. Wiedział, że człowiek dawno powinien nie żyć, że nikt nie może dostać tylu ran i nadal walczyć. Wiedział, że wkrótce siła i szybkość Płaczki osłabną i ona zginie. Wiedział, że powinien zostać w miejscu i po jej śmierci zabić rannego człowieka celnie wystrzelonym granatem. Tak byłoby najlepiej dla misji. Jednak nie chciał pozwolić zginąć kolejnemu elfowi. Tak niewielu już ich zostało. Szybkim ruchem odwiesił granatnik na plecy, wyciągnął długi nóż i gwałtownym skokiem wyskoczył przez okno fabryki, dołączając do walki i atakując plecy Gladiatora.

Po serii ciosów z obu stron człowiek przypominał bardziej kawał mięsa w rzeźni niż żywą istotę, ale nadal stał na nogach i nadal walczył! Nagle Płaczka potknęła się, zgubiła krok, a rytm jej tańca na mgnienie oka się zatrzymał. To wystarczyło. Nie wydała nawet jednego krzyku, gdy mechaniczna piła rozcięła jej ciało na dwie części od barku aż po bok. W kałuży krwi i wnętrzności upadła martwa na ziemię.

– To nie jest człowiek! To jakiś potwór! – pomyślał elf, gdy Gladiator odwrócił się do niego i gdy poczuł, jak w jego bok wgryza się piła. Ostatkiem sił zawirował w piruecie i zsunął swoje ciało z ostrza piły utrzymując cudem równowagę i ocalając swoje życie.

– Zginę! – pomyślał – Powinienem zostać w fabryce i zabić go granatem. Przez moją głupotę nie wykonamy misji!

Nagle za plecami Gladiatora zadrgał cień, a wąska elfia dłoń w czarnej rękawiczce bez palców objęła pieszczotliwie szyję człowieka i uniosła lekko do góry jego maskę odsłaniając szyję. Z drugiej strony pojawiła się dłoń z nożem i równie delikatnie przeciągnęła nim po szyi człowieka, otwierając tętnicę. Buchnęła krew. Gladiator powoli osunął się martwy na ziemię. Za jego plecami stał Zjawa. W milczeniu patrzył na ciało Płaczki, ale jego twarz przykryta była maską gazową, więc Kaerg nie mógł nic z niej wyczytać. Przyciskając rękę do zranionego boku, krótko skinął głową w podzięce, a potem przysiadł ciężko na ziemi. Oparł się plecami o ścianę i przesunął na brzuch torbę z pleców. Jego palce szybko i sprawnie rozpinały klamry zapięcia. Z wnętrza wyciągnął zwitek bandaża i jakieś czyste płótno. Rozpiął kurtkę i przycisnął złożony kawałek materiału do rozcięcia na lewym boku. Krzywiąc się z bólu, obwiązał się w pasie ciasno bandażem. Powoli wstał i podniósł swój granatnik.

– Najwyższy czas kontynuować walkę – pomyślał.

Tymczasem na prawej flance trwała ostra wymiana ognia. Skradająca się okopem grupa Szabrowników zbliżyła się na zasięg strzału do budynków, w których ukrywali się Wojownicy oraz Okaleczeni i otworzyła do nich ogień. Elfy nie pozostały dłużne. Osłona, jaką zapewniały elfom budynki oraz okopy, spowodowała, że skuteczność ostrzału była prawie żadna. Jednak po kilku minutach na ziemię upadł jeden z Wojowników. Drugi z Wojowników opryskany krwią towarzysza nie wytrzymał, porzucił wózek z materiałami wybuchowymi i rzucił się do ucieczki. Jednak po kilkunastu metrach się zatrzymał, udało mu się opanować strach i wrócił z powrotem do walki. Jeden z Okaleczonych ciężko ranny osunął się bez przytomności na ziemię. Na szczęście wcześniej elfy znalazły w budynku trochę szmat i starych bandaży, więc jego towarzyszom udało się opatrzyć postrzał. Jednak ich ruchy stały się dziwnie apatyczne i powolne. Tak jakby zabrakło im energii na cokolwiek oprócz opatrywania rannego. Na szczęście z oddziału Szabrowników tylko jeden stał jeszcze na nogach. Pozostali dwaj leżeli martwi na dnie okopu.

Nagle elfy przypadły do ziemi. Zza Wieży wybiegł Handlarz. W rękach trzymał gotowy do strzału karabin szturmowy, a jego niezgrabne ruchy zdradzały, że pod płaszczem ma jakąś ciężką zbroję. Seria z takiego karabinu potrafi skosić cały oddział, więc elfy nie odważyły się rozpocząć z nim walki. Widocznie przywódca ludzi uznał, że zdobycie dwóch skrzynek leżących w okopach oraz wsparcie ostatniego Szabrownika warte jest ryzyka albo elfy nie stanowią dla niego realnego zagrożenia. Handlarz dobiegł do pierwszej skrzyni, odstawił na chwilę karabin i przyczepił ją do ogromnego plecaka na swoich plecach. Ostatni Szabrownik podniósł drugą ze skrzyń i szybko schował się za kawałkiem muru. Okaleczeni słyszeli wyraźnie jak skrada się, próbując obejść ich pozycje.

Samotny Wojownik nie dałby rady przepchać wózka do Wieży. Nie było czasu na długie myślenie, więc Okaleczeni widząc szansę na nadanie swojej śmierci znaczenia podbiegli do elfa, zabrali od niego wózek i szybko schowali się razem z nim w drugim domu. Handlarz nie zdążył lub nie chciał do nich strzelać.

Tymczasem z lewej flanki do wieży zbliżali się Kaerg wraz ze Zjawą. Wystrzeliwany co kilka kroków granat lądował na piętrze Wieży i nie pozwalał Myśliwemu na wyjście zza zasłony i strzelanie do nich. Nagle jakieś pociski zagrzechotały na kamieniach wokół nich. Po drugiej stronie siatki okalającej Wieżę dostrzegli drugą grupę Szabrowników, którzy nieudolnie próbowali strzelać do nich ze swoich pistoletów. Jeden dobrze wystrzelony granat zamienił środkowego z nich w stertę mielonego mięsa i skutecznie odebrał pozostałym ochotę na walkę. Szabrownicy wycofali się za jeden z budynków.

Równocześnie Zjawa dostrzegł kolejną grupę Szczurów skradających się na środku pola bitwy w stronę kolejnej skrzynki, w której mogły być jakieś wartościowe przedmioty. Elf wiedział, że gdzieś tam ukryci są dwaj Wojownicy, ale nie potrafił się powstrzymać i posłał w plecy ludzi granat, który jednego rozerwał na strzępy, a drugiego rzucił nieprzytomnego na ziemię. Jednak trzeci ze Szczurów przeżył i pobiegł szybko w stronę wejścia do fabryki. Już prawie dotykał skrzyni, gdy z cienia obok rozległ się pojedynczy strzał. Szczur krzyknął krótko i padł na ziemię. Z ukrycia wyszli dwaj Wojownicy i spokojnie podnieśli skrzynię, dając znak Zjawie, że u nich wszystko jest pod kontrolą.

Dziedzic z towarzyszem tymczasem dalej zmierzali w kierunku Wieży. Kaerg szedł ciężko. Czuł, że opuszczały go siły, a spod pośpiesznie nałożonego opatrunku ciekła krew. Wiedział, że musi wytrzymać jeszcze tylko trochę. Jak wysadzą tę parszywą Wieżę, będzie mógł odpocząć. Jego przyjaciele się nim zajmą i opatrzą jego rany. Nawet jak będzie trzeba, to zrobią nosze i odniosą go nieprzytomnego do elfiej osady. Ale jeszcze musiał wytrzymać. Zbyt wiele od niego zależało. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch z boku. Zadziałał odruchowo. Strzał był tak szybki, że dopiero, gdy ciała dwóch ludzi opadły po eksplozji na kamienie, zorientował się, że to pozostali dwaj Szabrownicy próbowali zaskoczyć go obchodząc budynek.

Nagle rozległ się odgłos długiej serii z broni maszynowej. Kaerg odruchowo przykucnął i przygotował się na ból, ale nic się nie stało. Spojrzał w bok i zobaczył leżącego na ziemi Zjawę w szybko powiększającej się kałuży krwi. Kolejne spojrzenie do góry pozwoliło mu dostrzec Myśliwego, który jednak odważył się wyjść i strzelić. Elf przeładował kolejny granat i wycelował. W następnej chwili uśmiechnął się i opuścił broń. Przez celownik dostrzegł, że Myśliwy szarpie się ze swoją bronią, próbując ją odblokować. „Tak bywa, jak nie dba się o karabin. Zatnie się w najbardziej niedogodnym momencie,” pomyślał Elf. Przyłożył palce do ust i ostro gwizdnął. To był sygnał do wzmożenia ataku i rozpoczęcia szturmu na samą Wieżę.

Z budynku wybiegli Okaleczeni, pchając ciężki wózek. Kaerg powtarzał w myślach: „Żeby tylko nagle nie doszli do wniosku, że walka nie ma sensu i nie porzucili wózka.” Z fabryki wybiegli Wojownicy gotowi do osłonienia ogniem Okaleczonych lub do przejęcia wózka, gdyby tamci zginęli.

Dziedzic dostrzegł Handlarza i, mimo że był on prawie poza zasięgiem granatnika, wystrzelił do niego. Oczywiście nie trafił, ale pobliski wybuch granatu osłabił we wrogim dowódcy chęć walki o wózek. Zapewne zrozumiał, że w końcu nawet najlepsza zbroja nie pomogłaby, gdyby pod nogami wybuchł mu granat.

Po krótkim biegu Okaleczeni dobiegli pod Wieżę i Kaerg zobaczył, jak jeden z nich pochylił się nad wózkiem i coś w nim robił. Następnie dopchnął wózek pod ścianę filaru Wieży.

– Już czas – pomyślał Dziedzic. – Uciekajcie stamtąd!

Elf wymienił się spojrzeniem z jednym z Okaleczonych. Zrozumiał. Oni nie chcą już dalej walczyć. Nie chcą cierpieć. Wykonali zadanie. Zrobili dużo więcej, niż po nich oczekiwał. Należało im się to, czego pragnęli. Elfi przywódca powoli skinął głową w niemym salucie i przymknął oczy. Potężna eksplozja targnęła ziemią, uszy ogłuszył mu huk wybuchu i głos walących się kamieni, a po twarzy przemknął podmuch gorąca. Po chwili otworzył oczy. Wieża była zniszczona. Zawaliła się i pozostała po niej tylko sterta gruzu. Misja została wykonana. Odwrócił się i dostrzegł patrzącego na niego z oddali Handlarza. Stał w okopach i przyglądał się temu, co zostało z Wieży. Elf przyłożył do ramienia karabin.

– Co szkodzi spróbować jeszcze jeden raz? – pomyślał.

Granat poszybował wolno w powietrzu i wybuchł może metr od człowieka. Jednak gdy pył po eksplozji opadł, Kearg zobaczył, że Handlarz zniknął. Po prostu jakby zapadł się pod ziemię. Kaerg wiedział, że jeszcze się spotkają i przysiągł sobie, że zabije tego upartego człowieka.

Misja została wykonana, a on mógł odpocząć. Usiadł ciężko na kamieniu i pozwolił, żeby rany i zmęczenie nim zawładnęło. Powoli podchodzili do niego pozostali przy życiu członkowie oddziału. Uśmiechnął się i chciał unieść rękę w pozdrowieniu, ale zabrakło mu siły i odpłynął w nieświadomość.

Gdy otworzył oczy, leżał na ziemi, a pod głową czuł zwinięty koc. Odruchowo sięgnął do zranionego boku. Świeży bandaż świadczył o tym, że został opatrzony przez Wojowników. Podniósł się powoli i usiadł. Pozostali przy życiu Wojownicy ułożyli ciała poległych w ruinach pobliskiego domu i teraz umieszczali na jego ścianach granaty. Nie było środków ani czasu, żeby zanieść ciała do ich osady i pochować zgodnie z Rytuałem Zmierzchu. Musiał wystarczyć Pogrzeb Wojownika na polu walki. Sięgnął po swoją broń, wspierając się na niej jak na lasce, zdołał wstać i chwiejnym krokiem podszedł do ruin. Na niezauważalny znak Wojownicy podjęli cichą Pieśń Żałobną. Kaerg przechodził powoli od jednego do drugiego ciała i w myślach żegnał każdego z przyjaciół.

„Zaraz,” pomyślał. „Gdzie jest ciało Zjawy?”

Rozejrzał się szybko, ale nie dostrzegł go pośród ciał leżących w ruinach. Spojrzał na zewnątrz i zobaczył elfa leżącego na trawie. Był rozebrany do pasa, a cały jego tułów spowijały grube bandaże.

– Jednak przeżył – ucieszył się elf. – Przy odrobinie szczęścia wróci do zdrowia w osadzie i odpłaci tym ludziom za zadane rany.

Dał znak i wszyscy odsunęli się od ruin. Podniósł  lufę granatnika i załadował nabój.

– Przejdźcie spokojnie Białą Ścieżką, przyjaciele! – powiedział.

Głośna eksplozja rozrzuciła kamienie i gruz dookoła, a same ruiny zakryła chmura kurzu. Gdy opadł, z ruin została tylko sterta kamieni całkowicie zakrywająca leżące pod nimi ciała.

„Ileż to już takich mogił zostawiłem za sobą” pomyślał.

Przez chwilę wszyscy stali w ciszy i w bezruchu. W ten sposób oddawali ostatni hołd towarzyszom. Następnie bez słowa rozeszli się i zaczęli zbierać ekwipunek. Dwóch Wojowników wspięło się na najwyższy z budynków i stanęło na warcie. Nie było wiadomo, czy zwabieni eksplozjami ludzie z pobliskiej osady nie zjawiliby się, aby sprawdzić, co się stało.

Jeden z Elfów podał dowódcy jakieś metalowe pudełko z małymi szybkami. A więc udało im się wydobyć z gruzów to dziwne urządzenie pozwalające na komunikację na odległość. Co prawda było wgniecione na boku, a jedna z szybek była pęknięta, ale może w osadzie uda się je naprawić i do czegoś się przyda. Na przykład będzie można podsłuchiwać rozmowy ludzi i łatwiej szykować na nich zasadzki.

Elfi przywódca ze smutkiem popatrzył na zniszczoną wieżę. Pod jej gruzami spoczywają teraz szlachetne istoty, które wojna okrutnie okaleczyła i sprowadziła na skraj szaleństwa. Mimo tego potrafili pokonać własne słabości i wypełnili misję, dla której tu przyszli. Jednak na koniec wybrali śmierć, a nie dalsze życie w bólu i żalu. Elf schylił się i podniósł łuk z zerwaną cięciwą. To wszystko, co po nich zostało. Przełożył łuk przez ramię i zaczepił do torby na plecach. Postanowił zanieść go do osady i złożyć na ołtarzu tych, co odeszli, walcząc za ich rasę. Leżało tam już zbyt wiele rzeczy. Niedługo mogło zabraknąć elfów, które by je tam przynosiły. Z myśli wyrwał go cichy gwizd.

Wartownicy dali znak, że ktoś się zbliża. Pewnie ludzie z pobliskiej osady zebrali się na odwagę, żeby sprawdzić, co się stało… lub Handlarz dotarł już do osady i teraz prowadził nowych żołnierzy. Wojownicy cicho i sprawnie rozbiegli się wśród ruin. Dwóch ciągnęło nieprzytomnego Zjawę na prowizorycznych noszach zrobionych z koca i dwóch karabinów. Po chwili nie było po nich śladu.

Gdy na plac weszli ludzie, tak jak przypuszczał elf prowadzeni przez Handlarza wykrzykującego pośpiesznie jakieś rozkazy, nie zastali już nic poza ciałami ludzi oraz dwoma stertami gruzów, z których leniwie unosiły się smugi dymów.

Ten dzień należał do Naiym'vael. Co miały przynieść kolejne, zakryte było przed wszystkimi oprócz elfich Wieszczek.

***

System: Afterglow
Punkty: 650
Scenariusz: Wysadzić skład
Misje dodatkowe Ludzi Pustkowi: Oszczędzać amunicję i Wiadomość
Misje dodatkowe Naiym'vael: Łupy, To mój teren

Naiym'vael:

  • Elfi Dziedzic
  • Zjawa
  • Płaczka
  • 2x Wojownicy
  • 2x Wojownicy
  • 3x Okaleczeni
  • Wózek wypełniony dynamitem (model szczura na podstawce)

Ludzie Pustkowi:

  • Handlarz
  • Myśliwy
  • Gladiator
  • 3x Szabrownicy
  • 3x Szabrownicy
  • 3x Szczury
  • 2x Szczury

Wynik: 13:11 dla Naiym'vael

Komentarze   
#1 Kordelas 2016-03-10 20:15
Niesamowite makiety! Wieża i okop najlepsze.
Podoba mi się dokładnie przełożenie mechaniki na fabułę opowiadania. Osobie, która zna zasady kilka smaczków od razu przychodzi do głowy :)
Cytować
#2 KacperB 2016-03-10 21:30
przyjemnie poczytać jak kiepski zemnie obrońca wierzy :D . Piotrze naprawdę fantastycznie o opisałeś tą bitwę.
Cytować
#3 Tomasz Paziewski 2016-03-14 14:05
Prawda, świetne elementy Terenu!
Cytować
#4 Elv 2016-03-16 14:08
Świetnie się czytało, domyślam się jak fantastycznie musiała wyglądać sama rozgrywka. Z każdym posunięciem obu stron konfliktu opowiadanie coraz bardziej wciągające. Do końca nic nie było przesądzone. Przyznam, że bezstronna narracja znacznie uwiarygodniła całość.
Cytować
2009–2024, TheNode.pl Disclaimer
Template designed by Globberstthemes