Fireforge Games - Living Dead Warriors
- Szczegóły
- Kategoria: Modelarstwo
- Opublikowano: środa, 25, październik 2023 06:02
- Sarmor
Wczesne 28 mm plastikowe modele zombie w klimatach fantasy przedstawiają trupy walczące gołymi rękami lub improwizowaną bronią i odziane w podarte łachmany, po których nie da się poznać, kim ci nieszczęśnicy byli za życia. Kilka lat temu Włosi z Fireforge Games postanowili jednak podejść do tematu inaczej i w ramach linii Forgotten World przygotowali osobne zestawy Living Dead Peasants oraz Living Dead Warriors. Nieumarłych chłopów omówiłem niecały rok temu wraz z ich żywymi towarzyszami, a dziś z okazji trwającego straszdziernika przyjrzę się ożywionym piechurom.
Rozpoznanie
Pudełka z serii Forgotten World zawierają mniej modeli niż większość plastikowych zestawów konkurencji i Living Dead Warriors nie są tu wyjątkiem: w środku znajdziemy zaledwie 12 wojowników. Do figurek dodawane są dwa typy podstawek, kwadratowe o boku 20 mm i okrągłe o średnicy 25 mm.
Na stronie producenta cały zestaw kosztuje 20 EUR, a w polskich sklepach na obecną chwilę zapłacimy za niego 81–85 złotych.
Ja jednak postanowiłem skorzystać z oferty Battle Models i kupiłem jedynie sześć sztuk tych zombiaków, dzięki czemu nie będziecie musieli czytać o oficjalnym pakowaniu.
Jakość i montaż
Nieumarli wojownicy przybyli do mnie na dwóch ramkach. Jedna zawierała głowy i dwa kawałki kolczugi, zaś druga wszystkie pozostałe elementy.
Lista wszystkich części prezentuje się zatem następująco:
- 6 różnych korpusów odlanych z nogami,
- 8 głów,
- lewe ramię trzymające głowę,
- 6 lewych ramion do tarczy,
- 4 prawe ramiona z mieczami,
- prawe ramię z toporem,
- prawe ramię z buzdyganem,
- 6 prawych ramion z włóczniami,
- 3 pary ramion trzymających włócznie (komplety po 3 części),
- lewe ramię z rogiem,
- prawe ramię ze sztandarem,
- 6 tarcz (po 2 duże, średnie i małe),
- 5 strzał do „wbicia” w tarcze lub żywe trupy,
- 2 kawałki kolczugi.
Ogólnie rzecz biorąc, jakość odlewu stoi na wysokim poziomie, a wszystkie detale są ostre i wyraźne. Mam jednak zastrzeżenia do linii podziału, które na niektórych elementach były bardzo duże – na tyle, że na pierwszy rzut oka podejrzewałem przesunięcie formy. Na szczęście do tego nie doszło, a linie łatwo usunąłem skrobakiem, choć przysporzyły mi nieco roboty.
Zanim przejdę do ogólnych wrażeń ze składania, wyjaśnię, o co chodzi z tymi kawałkami kolczugi na mniejszej ramce. Otóż projektanci wycięli z dwóch najciężej opancerzonych ciał kawałki kolczugi tak, by nie było jej na stykach połówek formy. Dzięki temu nie musimy się trudzić z usuwaniem linii podziału spomiędzy drobnym oczek kolczej zbroi. Zamiast tego zostaje nam tylko przykleić do tych dwóch korpusów dodatkowe elementy. O ile część do umieszczenia na lewym biodrze pasowała idealnie, o tyle ta z prawego (na innej figurce) okazała się nieco za mała i między nią a resztą odzienia zostały szpary do załatania.
Już przy składaniu pierwszego modelu przekonałem się, że nie wszystkie ramiona pasują do wszystkich korpusów. Wynika to przede wszystkim z różnic w ubiorze – zestaw zawiera postaci w trzech rodzajach zbroi i u tych najmocniej opancerzonych (wspomnianych wyżej figurkach z kolczugami) płaskie powierzchnie do przyklejenia ramion są znacznie większe niż u najsłabiej opancerzonych. W rezultacie jeśli zdecydujemy się przyczepić im węższe ramiona, dobrze byłoby poprawić rękawy masą modelarską.
Oprócz tego moja ulubiona część z ramki, czyli ręka trzymająca głowę, pasuje w zasadzie tylko do jednego korpusu, bo u innych ułożenie nóg lub odlany osprzęt uniemożliwia przyklejenie jej w realistycznej pozycji. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zamocować ją na sztyft pod nieco innym kątem i uzupełnić luki szpachlą, jednak po plastikowych zestawach oczekuję jednak nieco wyższej kompatybilności poszczególnych elementów.
W modelu niosącym swoją głowę pod pachą trzeba też przyciąć szyję (a najlepiej też dorobić lub namalować kręgi), by nie straszyła nas goła, zaokrąglona końcówka, na którą zazwyczaj wkleja się czerep.
Ostatnimi elementami, które sprawiają kłopoty, są trzymane oburącz włócznie. W ich przypadku musimy przykleić broń do odpowiedniej pary ramion (położonej najbliżej na ramce; jeśli zdecydujemy się na inną parę, może to wymagać dodatkowej pracy), które łączymy przy nadgarstkach. Gdy klej jeszcze całkiem nie zaschnie, tak przygotowany komplet trzeba dopasować do korpusu, poprawiając ułożenie poszczególnych elementów. Tak samo rozwiązano kwestię „dwuręcznych” narzędzi z zestawów chłopskich i najwyraźniej nabrałem już pewnej wprawy w składaniu tych figurek, jednak nadal wolałbym, by ramiona i broń odlewano jako jeden element – szczególnie że pozy te wypadają moim zdaniem bardzo fajnie.
Złożone truposze wyglądają bardzo ładnie. Mają na sobie pełne mundury oraz opancerzenie, lecz liczne rany wszystkich części ciała oraz nienaturalnie postawione nogi jasno wskazują, że mamy do czynienia z ożywionymi magią poległymi.
Wybór poranionych głów jest całkiem ciekawy (choć jak dla mnie mogłoby ich być więcej), a wszystkie są bardzo szczegółowe. Ich rzeźba jest na tyle wyraźna, że pomalowanie ich nie będzie sprawiać trudności nawet osobom mniej wprawnym w posługiwaniu się pędzlem.
Trzy typy opancerzenia pozwalają stworzyć różnorodną grupę lub też sformować trzy różne oddziały, o ile ktoś skusi się na więcej niż jedno pudełko – choć niestety przy skromnej liczbie modeli byłby to już większy wydatek, a ucierpiałaby na tym różnorodność póz.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić w gotowych modelach, to byłyby to nieco zbyt długie szyje i głowy odrobinę za małe w stosunku do reszty ciała, szczególnie u mocniej opancerzonych wojowników. Cóż jednak poradzić, taki jest styl całej linii…
Porównanie
Pora sprawdzić, jak modele Fireforge wypadają w porównaniu z produktami innych firm. Przy składaniu odniosłem wrażenie, że bliżej im do skali 30 czy nawet 32 mm, ale jak jest naprawdę?
Na pierwszy ogień jak zwykle idą modele Games Workshopu. Nieumarły wojownik znacząco góruje nad Gondorczykiem z Władcy Pierścieni, więc raczej nie stawiałbym tych dwóch figurek razem na stole. Porównanie z awanturnikiem z WFB wypada znacznie lepiej – figurka GW jest znacznie bardziej pochylona, ale obie postaci są podobnego wzrostu.
Dalej mamy nieumarłych od Mantic Games (Kings of War). Szkielet jest niższy od recenzowanego truposza, ale różnicę można zrzucić na brak mięśni. Ghul za to dobrze pasuje do modelu Fireforge, choć też jest znacznie bardziej pochylony.
Dalej pozwoliłem sobie sprawdzić, jak wojownicy pasują do omówionych wcześniej chłopów. Nieumarli są właściwie tej samej wielkości, ale żywy jest od nich wyraźnie niższy, na co zwróciłem już uwagę w poprzednim tekście.
Wróćmy do porównań z innymi ożywionymi trupami. Tym razem na zdjęciu widzimy kościotrupa i ożywieńca z plastikowych zestawów firmy North Star do gry Oathmark. I tu miłe zaskoczenie, bo byłem przekonany, że figurki te będą niższe, a są niemal tej samej wysokości.
Na przedostatniej fotce widzimy kolejne modele North Stara: nieumarłego czempiona z ogólnej linii fantasy i czarodzieja do Frostgrave. Trupy bardzo dobrze do siebie pasują, lecz czarodziej odstaje wzrostem od postaci Fireforge Games – ale zawsze można to zrzucić na pozę i wiek (nie mówiąc już o naturalnych różnicach we wzroście).
A na koniec sięgnąłem po modele historyczne, stepowego wojownika od Fireforge Games i arabskiego piechura od Gripping Beast. Obaj zdają się nieco niżsi od omawianego zombiaka, ale ponownie może to być efekt bardziej przygarbionej pozy (choć figurka GB nawet po wyprostowaniu byłaby pewnie niższa).
Podsumowanie
Living Dead Warriors to solidna propozycja dla fanów nieumarłych, którzy chcieliby wcielić do swojej armii nieco lepiej uzbrojone żywe trupy. Modele są wykonane na najwyższym poziomie, choć przy składaniu niektórych wariantów trzeba odrobinę pokombinować. Największą wadą jest stosunkowo nieduża liczba figurek w zestawie, w związku z czym stworzenie większych oddziałów będzie kosztować więcej niż w przypadku konkurencyjnych figurek.